Przełom – udało się stworzyć zamiennik ludzkiej krwi.

Sztuczna krew to jedno z największych marzeń medycyny. I, jak dotąd, jedna z jej największych porażek. Pomimo rozwoju biotechnologii wciąż nie potrafimy stworzyć dobrze działającego zamiennika ludzkiej krwi, a to co opracowaliśmy dotąd jest nieefektywne, a często toksyczne. Problem w tym, że jeśli hemoglobinę, która we krwi zamknięta jest w czerwonych ciałkach, spróbujemy wykorzystać w postaci wolnej, to rozpada się ona do postaci, która jest bardzo szkodzi nerkom.

Tymczasem zapotrzebowanie na krew rośnie. Sytuacja staje się szczególnie dramatyczna podczas wszelkiego rodzaju klęsk żywiołowych – nagle na tym samym obszarze tysiące osób potrzebują jednocześnie transfuzji. Nie dość, że trudno znaleźć wystarczającą liczbę dawców, to jeszcze pozostaje kwestia doboru odpowiedniej grupy oraz transportu cennej tkanki.

Kłopotem pozostaje też krew bezpieczna – dotyczy to szczególnie tych obszarów, gdzie masowe są zakażenia wirusem HIV.

Sztuczna i niedoskonała

Stąd właśnie trwające od kilkudziesięciu lat poszukiwania zamiennika krwi. Idealna sztuczna krew powinna przenosić tlen tak samo sprawnie lub lepiej niż nasza własna tkanka, być dla organizmu obojętna immunologicznie, dać się łatwo transportować i pozostawać bezpieczna dla chorego.

Pierwszą substancją, która została dopuszczona do stosowania u ludzi był Fluosol. Opracowany na początku lat 80. trafił też do popkultury: nie przypadkiem android Bishop w filmie „Obcy – decydujące starcie” krwawi mlecznobiałym płynem – tak właśnie wyglądał Fluosol. Wyglądał, bo jego produkcji już zaprzestano.

Dla odważnych – scena śmierci Bishopa. Ostrzegamy, bardzo dosłownie przedstawiono w niej krwawienie fluosolowanie.

Mimo, że w kolejnych latach opracowywano następne wersje sztucznej krwi, to żadna z nich nawet nie zbliżyła się jakością do oryginału. Dlatego też wielkie nadzieje wiąże się z najnowszym odkryciem Luca Douay z Universite Pierre et Marie Curie w Paryżu. Opracował on metodę wytwarzania krwi z komórek macierzystych. Ze szpiku kostnego wolontariusza naukowcy pobrali komórki macierzyste, które hodowali w specjalnym roztworze i po namnożeniu „zmuszali” do przeobrażenia się w czerwone krwinki. Gdy udało się uzyskać ich wystarczająco dużo, komórki oznakowano i wstrzyknięto z powrotem do organizmu dawcy.

Efekt? Przełomowy. Po pięciu dniach 94% z nich nadal krążyło w krwiobiegu. Po dalszych trzech tygodniach ilość zdolnych przenosić tlen oznakowanych komórek zmniejszyła się od 41% do 63%. To wartość odpowiadająca temu, jak szybko ulegają rozpadowi normalnie wytwarzane przez organizm komórki. Co ważne krwinki uzyskane z komórek macierzystych nie rakowacieją ani w żaden inny sposób nie ulegają degeneracji.

Anna Rita Migliaccio z Mount Sinai Medical Center w Nowym Jorku jest pod wrażeniem badań Luca Douay:

Pokazał, że te komórki nie mają dwóch ogonów ani rogów i mogą normalnie przeżywać w organizmie.

Na razie problemem pozostaje efektywność produkcji – podczas eksperymentu uzyskano zaledwie dwa mililitry krwi zawierające 10 miliardów komórek. Te jednak wstępna faza badań – najważniejsze jest, że nowa metoda działa i daje nadzieję na uzyskanie zamiennika krwi pobieranej od dawców. Jeśli produkcja zostanie uruchomiona na większą skalę, dawcami komórek macierzystych będą osoby o grupie 0, bo ich krew jest przyjmowana przez organizmy wszystkich ludzi.

Piotr Stanisławski 

Źródło: www.next.gazeta.pl